Zainspirowany sześcioma dniami szkoleniowymi z osteopatą, który był moim pierwszym nauczycielem i otworzył kilka lat temu przestraszoną głowę, pełną bredni akademickich na zupełnie nowe spojrzenie, postanowiłem napisać dla Was post. Będzie on nieco refleksyjny, może komuś kto go czyta, również zapali się żarówka w głowie. Te sześć dni sprawiło, że po wielu miesiącach przemyśleń gabinetowych przypomniałem sobie co chcę w życiu robić. I myślę, że każdy z nas, wchodząc codziennie do gabinetu powinien sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nie ma tu uniwersalnych odpowiedzi, dopóki robicie to, co sprawia, że czujecie się szczęśliwi, spełnieni i kładąc się spać czekacie niecierpliwie na kolejny dzień tej niezwykłej przygody zwanej życiem…
Mit leczenia holistycznego
Rozwijamy się w poczuciu, że nasze starania terapeutyczne poprawiają stan pacjentów w wymiarze bardzo całościowym. Uczymy się licznych powiązań anatomiczno-fizjologicznych, tworzymy wzorce dysfunkcji, algorytmy badania, w końcu dobieramy narzędzia terapeutyczne. W wielu przypadkach okazuje się, że nawet udaje nam się pomóc pacjentowi. Zaczyna lepiej spać, funkcjonować bez bólu, poprawiają się zakresy ruchomości i sprawność narządu ruchu. Ci bardziej wtajemniczeni leczą zgagi, refluksy, problemy jelitowe czy nawet problemy hormonalne. Mi też się udało raz czy dwa. Mam mimo wszystko głębokie przemyślenie, że daleko w tym wszystkim do holizmu i całościowego spojrzenia na zdrowie pacjenta. Zaznaczam, na ZDROWIE pacjenta, a nie jego chorobę. Brakuje mi czasem w naszym wnioskowaniu pochylenia się nad tematem, gdzie pojawił się problem, który ograniczył możliwości zdrowotne pacjenta i sprawił, że zaczęła się rozwijać choroba.
Czy w przypadku pacjenta po cholecystektomii, który lata po zabiegu przychodzi do nas z bólem barku powinniśmy zakończyć wnioskowanie na stwierdzeniu – boli Panią/Pana bark, bo blizna zaburza napięcia w systemie powięziowym, co przekłada się na dysbalans w rejonie obręczy kończyny górnej? Czy leczenie holistyczne polega tylko i wyłącznie na szukaniu odległych powiązań anatomicznych dla problemu, z którym zgłasza się do nas pacjent? Przecież usunięcie pęcherzyka żółciowego nie odbyło się bez powodu?
Czy usunięcie pęcherzyka było leczeniem przyczyny? Nie! Czy leczenie blizny i napięć powstałych na skutek adaptacji pooperacyjnych jest leczeniem przyczyny? Nie! Czy refleksja nad tym, co doprowadziło do faktu, że organizm stracił ważny element swojej anatomii i fizjologii, czyt. pęcherzyk żółciowy jest leczeniem przyczyny? Być może tak. I tutaj nasuwa się moje pytanie do Was. Czy wydaje się Wam, że pozbawienie pacjenta bólu w tej sytuacji jest sukcesem terapeutycznym? Jeśli tak to jak długo muszą się utrzymać efekty, abyście uznali, że to zdecydowanie był sukces? Czekam na propozycje w komentarzach.
Do czego w tym wszystkim zmierzam. Otóż nasi pacjenci przychodzą do nas z konkretnym problemem, którym zazwyczaj jest ból. Niewielu z nich przychodzi do nas poprawić stan swojego zdrowia, bo na niego na co dzień nie zwracają uwagi. Może to odważne stwierdzenie z mojej strony, ale czy pacjenci, których ciało wysyła ogrom sygnałów, odczuwanych na różnych poziomach codziennego życia – sygnałów pod tytułem, zwolnij! odpocznij! zrzuć kilka kilogramów! zacznij się lepiej odżywiać! – reagują na te sygnały?
Z mojego doświadczenia raczej nie i zapewne wiele osób się ze mną zgodzi. Często mamy do czynienia z sytuacją, w której pacjent 2-3 miesiące funkcjonuje z bólem, zanim zdecyduje się odwiedzić gabinet terapeuty. Na pytanie, gdzie był 3 miesiące temu, słyszymy zazwyczaj lekceważącą odpowiedź ‚no wie Pan, samo wlzało to myślałem, że samo wylezie’… Wygodne. A kto w tym wszystkim zastanowił się nad tym skąd ten ból, na jakiej płaszczyźnie zaniedbałem swój organizm i jakie sygnały przegapiłem, że doszło do pojawienia się bólu? Naprawdę nieliczni.
Nie łudźmy się więc, że prowadzimy w naszych gabinetach holistyczne leczenie. Bez uświadomienia pacjenta, że to on i tylko wyłącznie on jest odpowiedzialny za swoje zdrowie, droga do holizmu wydaje się bardzo odległa. Tak, tak wiem. Przecież dajemy pacjentom zalecenia…które przestają być egzekwowane 30 sekund po tym jak ustąpił ból. Skoro pacjent wychodzi z gabinetu z przekonaniem, że jesteśmy tak fantastyczni i niezastąpieni, że jak zacznie boleć znowu to przecież wróci na szybkie naprawianko i znowu będzie po problemie, to gdzie tu jakikolwiek element holizmu.
I nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi mi o kwestię tego, że jeden terapeuta jest większym autorytetem dla swoich pacjentów niż inni, albo że jeden pacjent jest bardziej sumienny niż pozostali. Chodzi o fakt, że zanim zajmiemy się naprawianiem zdrowia pacjenta musimy mu uświadomić, co do tej pory robił źle. Co doprowadziło go do takiego, a nie innego stanu fizycznego, psychicznego, społecznego itd. Definicja zdrowia wg WHO to dobrostan na płaszczyźnie fizycznej, społecznej i psychoemocjonalnej więc dlaczego zazwyczaj zadowalamy się jedynie poprawieniem aspektu fizyczności? Bo przecież ma nie boleć prawda? Oczywiście, że ma nie boleć, ale to zniesienie bólu ma wynikać ze ZMIANY, którą pacjent wprowadzi w swoje życie, my jesteśmy tu tylko przewodnikiem, który czasem przykręci przy okazji kilka ‚śrubek’ w tej złożonej układance.
Tyle wspomina się o profilaktyce, a tak naprawdę przyzwyczajamy czasem pacjentów do korzystania z drogi na skróty, a Ci zaczynają nas traktować jak tabletkę przeciwbólową. Pan Marcel jest gość, naprawił mi bark i już mnie nie boli! Super, ale czy Pan Marcel dał Pani/Panu informację, co takiego doprowadziło do powstania bólu? Uświadomił jak należy zadbać o swoje zdrowie i jak reagować na pierwszy sygnały przeciążenia? Nie martwcie się, Pan Marcel też jest tylko człowiekiem i każdy dzień jest dla niego nowym doświadczeniem, dlatego dzieli się z Wami swoimi przemyśleniami, a te są proste.
Zacznijmy angażować pacjentów w świadome dbanie o swoje zdrowie! Nie leczmy pacjentów, którzy nie chcą aktywnie uczestniczyć w procesie odbudowy swojego zdrowia. Co z tego, że leczę pacjenta ze zgagą, skoro zaraz po wyjściu z gabinetu sięga po papierosa? Nie dość, że dałem mu nadzieję na poprawę to jeszcze nie udało mi się go przekonać, że rozłąka z nałogiem jest elementem koniecznym dla pozytywnego zakończenia terapii.Koniec końców i tak się okaże, że pacjent dojdzie do następujących wniosków – co to za terapeuta, skoro byłem już na trzech terapiach i nie widzę żadnych zmian? Olać to, znajdę innego, może będzie bardziej efektywny. A co zrobiłeś dla siebie drogi pacjencie, żeby te zmiany dostrzec? Bo wizyta u terapeuty to nie jest lek na Twoje dotychczasowe zaniedbania. To tylko wskazówka dla organizmu, gdzie ma szukać balansu, lecz organizm bez Twojej pomocy drogi pacjencie tego balansu nie odnajdzie.
Z dwojga złego wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem będzie po właściwej argumentacji odmówić pacjentowi terapii, a być może będzie to dla niego bodziec do zmiany. Jeśli nie to pewnie do Was nie wróci, ale ja od dziś będę stanowczy w tego typu postanowieniach. Pamiętajcie tylko o jednym! Nie chodzi o to, żebyśmy stali się zadufanymi w sobie burakami, którzy wiedzą lepiej niż pacjent, co jest dla niego dobre. Nie zapominajcie w tym wszystkim o empatii, wsparciu, zaangażowaniu. Być może to będą te elementy, które zadecydują o chęci zmiany u pacjenta. Trzymam za Was kciuki! Mam nadzieję, że ta refleksja nieco zmieni Wasze spojrzenie, a pacjentów, którzy przeczytają ten post proszę o świadome budowanie swojego zdrowia każdego dnia, bo zdrowie nam dano tylko jedno.
Cześć! fajny artykuł 🙂 o jakim kursie i osteopacie wspominasz? bo nie napisałeś ani słowa 😉
z góry dzięki i pozdrawiam
Asia
Osteopata to Marcin Szkolnicki, mój pierwszy nauczyciel 🙂 a szkolenie to kurs z Terapii Cranio-Sacralnej, które organizowaliśmy ostatnio w Lublinie. Mega polecam 🙂 ja się zapisuje jako uczestnik na następną edycję jak nic 🙂
Pozdrawiam,
Marcel
Myślenie lub podejście w ujęciu holistycznym jest słuszną ideą do zrealizowania przez dwoje ludzi z podobnym podejściem do problemu.
Niesamowicie refleksyjny wpis, aż mam ochotę opowiedzieć jak ja zawsze myślałem o tym by holistycznie prowadzić terapię.
Ja jestem na początku mojej drogi jako fizjoterapeuta i już od dłuższego czasu myślę o tym jak holistycznie chciałbym prowadzić terapię. To o czym piszesz świetnie uzupełnia moją myśl. Szukanie przyczyny problemu to duże wyzwanie, często pojedyncza myśl może być początkiem kaskady zdarzeń które doprowadzają do rozwoju choroby, poszukiwanie tej pierwotnej przyczyny wydaje mi się dzisiaj niezwykłym procesem i to chciałbym zawierać w mojej terapii, tylko tak jak piszesz potrzeba do tego stanowczosci i zarazem wyrozumiałości dla człowieka, bo pozbycie się złego nawyku mimo szczerych chęci może wydawać się barierą nie do pokonania, ale bez przebicia tej bariery możemy tylko skazać się czasem na syzyfową pracę “dokręcajac czasem jakąś śrubkę”.
Życzę Marcelu masy takich refleksji bo wierzę że każda taka jest kamieniem milowym do osiągnięcia tego co pragniesz w życiu robić.
P. S. Za błędy przepraszam, komentuje z telefonu 🙂
Dzięki wielkie Mikołaj! Mega doceniam Twój komentarz i jest mi ogromnie miło, że dostrzegasz refleksyjność tego wpisu. Życzę Ci powodzenia i trzymam kciuki za Ciebie, bo skoro jesteś na początku drogi, a masz świadomość tego, co chcę przekazać w tym wpisie to jestem dobrej myśli 🙂 Tak trzymaj i rozwijaj się nieustannie 🙂
Pozdrawiam,
Marcel
Super!!! Podejście z sercem do pacjenta